Baczyński i Różewicz, czyli pokolenie Kolumbów inaczej
Wszyscy znamy przebój Ewy Demarczyk:
Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Wszyscy też wiemy, o czym to jest. O nas: o wojnie, o Polakach i o powstaniu warszawskim.
Pokolenie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego – bo on jest autorem tych słów – przeszło do historii i do legendy. On sam stał się symbolem – młody poeta i żołnierz, który oddał życie w pierwszych dniach powstania 1944 roku.
A jednak nie o wszystkim chcemy wiedzieć.
Miłosz tak pisał o Baczyńskim: „musiał być doskonale świadomy, że miejsce jego w getcie (…). Spadkobierca polskiej poezji romantycznej (…) z pełną świadomością składał z siebie ofiarę ojczyźnie, wiedząc zarazem, że ta ojczyzna go nie chce”. Pod wierszem, który śpiewała Demarczyk, widnieje data 15 czerwca 1943. O godzinie „W” nikt w tym czasie nie myślał, za to nad Warszawą jeszcze niedawno unosił się gęsty dym z płonącego getta.
Ojczyzna nie wsłuchiwała się w poezję Baczyńskiego, kiedy ta mówiła o Żydach. Podobnie było z Tadeuszem Różewiczem, przedstawicielem tego samego pokolenia. Na ile jesteśmy gotowi usłyszeć głos, który z centrum polskiej tradycji narodowej mówi o tragedii gett? Wygląda na to, że nie chcemy opowieści, w której los AK-owskiej młodzieży sąsiaduje i łączy się z losem polskich Żydów. To połączenie zmusza do myślenia o rzeczach, o których wolimy nie myśleć: o antysemityzmie i wykluczeniu.
Pokolenie Kolumbów to dla nas narodowa legenda. Tymczasem K.K. Baczyński i T. Różewicz – kojarzeni z AK-owską młodzieżą lat wojny – byli według ustaw norymberskich Żydami. Co to znaczyło dla nich i ich poezji?