Sekrety „Władcy Pierścieni”, czyli o pożytkach z opowiadania bajek i wymyślania języków
Niesłabnąca popularność spuścizny literackiej J.R.R. Tolkiena, jej kulturowa ranga oraz inspirująca aktualność od lat intrygują nie tylko publiczność kulturalną, ale także przedstawicieli krytyki literackiej i środowisk akademickich. Wielu z nich doszło do wniosku, że sukces Tolkiena dowodzi jedynie upadku kultury czytelniczej. Inni jednak, wywodzący się często z kręgu miłośników tej twórczości, a wśród nich także reprezentanci nauki polskiej, uznali dzieło za godne pogłębionych badań, które pozwoliły na wyodrębnienie trzech kluczowych perspektyw interpretacyjnych: filologicznej, mitologicznej i religijnej. Pasja filologiczna bowiem, co podkreślał sam pisarz z Oksfordu, była podstawą zarówno jego kariery uniwersyteckiej, jak i – przede wszystkim – stworzonego przez niego literackiego uniwersum. Wbrew kierunkom rozwoju studiów lingwistycznych w jego czasach, Tolkien postrzegał język nie jako abstrakcyjny system o złożonej strukturze, lecz jako szczególną dyspozycję istot rozumnych, która współtworzy ich tożsamość i jest medium tradycji i pamięci. Dlatego w jego ujęciu język jest tworzywem opowieści o tym, co najważniejsze, czyli mitu. Tolkienowska rekonstrukcja narracji mitycznej nie wyrasta z intensywnych w XX wieku badań teoretycznych nad mitem, ale z fascynacji przekazami mitycznymi, z gruntownej ich znajomości i przekonania, że są to przekazy prawdziwe, jeśli za takie uznamy opowieści o genezie, wartościach, relacji z sacrum i sensie egzystencji. W utkanej z inspiracji mitycznych kompozycji narracyjnej wyraźnie wybrzmiewa jednak temat główny – przesłanie chrześcijańskie, stanowiące ideowy fundament twórczości Tolkiena.